Iwona Zasuwa - Smakoterapia na wynos



Iwona Zasuwa - Smakoterapia na wynos


Obecna edycja Smakoterapii to już czwarta odsłona.

W sumie rzadko pokazywałam te wcześniejsze, ale mam i korzystam. 


Kuchnia roślinna bez nabiału, glutenu i cukru to nie są ścisłe wytyczne, których trzeba się mocno trzymać. Dla mnie to wspaniała inspiracja do urozmaicenia swojej własnej kuchni. Czasami mocno się zakręcam w rutynie i ciągle robię jedno i to samo. 

Dzięki książkom z cyklu Smakoterapia mogę się odbić od dotychczasowego punktu i zrobić coś innego. To że w przepisie nie ma tego glutenu, cukru czy nabiału albo mięsa, to nic nie stoi na przeszkodzie aby je dodać według swojego uznania i smaku.


Np ostatnio zainspirowałam się i zrobiłam przepyszną sałatkę z pieczonym batatem. Od siebie dodałam lekki sos jogurtowy (bez majonezu) i delikatnie zamarynowanego grillowanego kurczaka. Obiad był syty, lekki i pyszny.

Książki Pani Iwony to skarbnica nie tylko gotowych receptur, które można wcielić w życie w swojej kuchni, ale ogromna dawka wiedzy o warzywach, owocach i ziołach.


Pani Iwona uczy i zwraca uwagę na sezonowość produktów. To że truskawki dostępne są w styczniu to nie znaczy że są one pełnowartościowe i warto je wykorzystywać.


Polecam serdecznie te książki wszystkim tym którzy chcą odświeżyć swoją kuchnię i nadać jej nowego wymiaru. Idealna propozycja na prezent pod choinkę czy urodziny.


Ja swoje dwie wcześniejsze Smakoterapie kupiłam w Biedronce w bardzo atrakcyjnej cenie. Warto polować !


Edipresse Książki

Wydawnictwo Edipresse 


 

Jedyna Taka Ester




Anton Bergman, Emma AdBage - Jedyna Taka Ester


Dzisiejsze bajki dla mnie są miałkie i nijakie. Nie mają w sobie magii którą pamiętam z własnego dzieciństwa. Wtedy bajki zarówno bawiły jak uczyły. 


Gdy otrzymałam Jedyną taką Ester podeszłam bardzo sceptycznie. Polski rynek podbija literatura dziecięca ze Skandynawii. I chyba coś w tym jest. 


Książeczka jest prześlicznie wydana. Cudownie ilustrowana i bardzo udanie przetłumaczona. Wciąga od pierwszej strony. Sama opowieść mam wrażenie że dla ciut większych dzieci, które już coś więcej kumają. Ale bardzo uniwersalna. Zarówno dla dziewczynek, jak i chłopców. 


Opowieść o losach dwóch dziewczynek, które połączyło skrajne przeciwieństwo. Ester jest dziewczynką bez mamy, z wiecznie nieobecnym pracującym zawodowo tatusiem. Musi być samodzielna. I jest, i przy tym uśmiech nie schodzi jej z buzi. 

Signe za to jest zahukana, rozpieszczona, bardzo wycofana. Cicha i bardzo ufna.


Na początku Ester bardzo imponuje Signe i jest w nią zapatrzona jak w obrazek. Z czasem jednak odkrywa że nowa przyjaciółka ma wiele tajemnic, a rzeczy które opowiadała okazywały się wielkim kłamstwem.


Dzieci lubią koloryzować, ubarwiać otaczający je świat. Dorośli też. Może w mniejszym stopniu ale również lubią dopowiedzieć to i owo. 


Książka niesie ze sobą wiele dylematów, które nie są obce naszym duszom. Znajdziemy w niej wiele prawd i życiowych mądrości. Jednak zabrakło mi w niej ostatecznego morału. Ja jako osoba dorosła wyciągnęłam z niej lekcję, ale dla dziecka będzie ona nieczytelna.


Wydawnictwo Widnokrąg 


 

Pierre Lemaitre - Kolory ognia




Pierre Lemaitre - Kolory ognia


Premiera 14.10.2020


To moje drugie spotkanie z autorem. I niestety kolejny raz poległam. Bardzo mi się nużyło, nic mnie nie zainteresowało. Nie chciałam wiedzieć co będzie dalej. Lektura toporna i nijaka.

Chyba miałam nadzieję na kolejną "Córkę Mistrala" Oczekiwania miałam za duże. I nie spełniło się.


Luty 1927 roku. Cały Paryż zbiera się na pogrzebie wpływowego milionera, Marcela Péricourta. Jego finansowe imperium ma przejąć wnuk, ale los decyduje inaczej… Jednego dnia załamuje się całe życie córki Marcela, Madeleine, a ona sama orientuje się, że nie zostało jej nic, prócz nędzy i upadku.


Madeleine przyjdzie zmierzyć się z niegodziwością ludzi, chciwością czasów, korupcją oraz niezdrową ambicją zarządców imperium jej ojca. Będzie musiała wykorzystać całą inteligencję, determinację oraz odziedziczony po ojcu instynkt, by przetrwać i odbudować życie i majątek, choć jej, jako kobiecie, nie przysługuje nawet prawo do podpisania czeku… 

Dr Jart Krem Cicapair Tiger Grass




Cicapair od Dr Jart jest bardzo popularnym kremem w internetowym świecie beauty.

Występuje w dwóch pojemnościach i słyszałam o nim wiele dobrego.

Ale cena skutecznie mnie odstraszała.


W końcu będąc w Sephorze zdecydowałam się na mniejszą pojemność i po dłuższych testach mogę się o nim wypowiedzieć.


Za 15 ml kremu zapłaciłam 65 zł.

Jest on bardzo wydajny. I stosuję go na dzień. Idealny krem pod makijaż.

Zapach ma przeraźliwie ziołowy i intensywny, i na całe szczęście po rozprowadzeniu na buzi on znika.


Krem po rozprowadzeniu na twarzy z barwy jasnozielonej dopasowuje się do odcienia skóry i jest bladobeżowy. Mam dni, że czasami nałożony sam i ciut korektora zastępuje mi cały makijaż twarzy. Idealnie zakrywa zaczerwienienia i niedoskonałości. A przy tym mam wrażenie, że je łagodzi.

W ostatnim czasie na mojej buzi nie ma dużych zmian. Więc ten krem nie ma za dużo do roboty.


Sam w sobie krem nie zapewnia nawilżenia. Niestety. Przy tej cenie spodziewałam sie czegoś więcej. Moja cera się zmienia. i widzę to z miesiąca na miesiąc. Nie wiem czy to wina kuracji hormonalnej, czy dojrzewania. Ale cera z skóry mieszanej w kierunku tłustej robi się przesuszona i to mocno. I teraz potrzebuję innej pielęgnacji, w tym odpowiedniego nawilżenia.

Tutaj go nie znalazłam.


Zaspokoiłam ciekawość. Kupiłam krem. Jest fajny, ale więcej po niego nie sięgnę.

Krem z efektem kremu bb za 65 zł to zdecydowanie za mało. Potrzebuję czegoś więcej. 

Garnier fructis szampon Aloe Hair Food



Szampon Garnier Fructis Aloe Hair Food kupiłam na jakieś mocnej promocji w Rossmanie. 

Nie był drogi, dałam coś koło 12-13 zł. Za pojemność 350 ml.


Gdy obcięłam włosy na krótko pozbywając się przesuszonych po słońcu końcówek, akurat skończył mi się dotychczasowy szampon. I sięgnęłam wtedy po ten. Nie dawałam mu większych szans, bo do tej pory kosmetyki Garnier do włosów, a szczególnie szampony robiły mi prawdziwą masakrę na włosach.


A ten szampon mnie pozytywnie zaskoczył. 

Jest bardzo wydajny, już odrobina wystarczy żeby umyć całe włosy. A myję je teraz średnio co dwa dni. 

Butelka też jest bardzo poręczna. Nie wypada z dłoni i dobrze się ją trzyma pod prysznicem.


Włosy po umyciu są leciutkie, sypkie i bardzo miękkie. Świetnie się rozczesują i nie mam potrzeby nakładania odżywki czy maski. Wręcz je to przeciąża. Robiłam kilka prób. 


Włosy sie nie puszą, nie elektryzują. Ładnie się układają i jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje sam szampon.


Dobry skład, dobra cena i bardzo ładny zapach sprawiły, że na pewno wrócę do tego kosmetyku z przyjemnością.


Polecam


 

Jakub Szamałek Gdziekolwiek spojrzysz




Jakub Szamałek Gdziekolwiek spojrzysz


#3 ukryta sieć


Premiera 14.10.2020


Trzecia i najbardziej brawurowa część bestsellerowej trylogii „Ukryta sieć” Jakuba Szamałka.

2020 rok. W Żelaznej Górze dochodzi do katastrofalnego wycieku na terenie kopalni miedzi. W ręce analityków złośliwego oprogramowania trafia tajemniczy wirus. Reporterka Julita Wójcicka odkrywa, że złoczyńcy, których nieprzerwanie śledzi od dwóch lat, zainteresowali się nagle... zbiorami bibliotecznymi. To, co łączy wszystkie, pozornie niepasujące do siebie wątki, to Sztuczna Inteligencja. Nic już nie będzie takie samo jak przedtem. Przeciwnik okaże się silniejszy niż kiedykolwiek. Wartka akcja, charyzmatyczna główna bohaterka, mocne osadzenie we współczesnej rzeczywistości oraz realność przedstawionych wydarzeń sprawiają, że po przeczytaniu powieści trudno się otrząsnąć.



Wydawnictwo W.A.B. 

Jojo Moyes - Dwa dni w Paryżu




Jojo Moyes - Dwa dni w Paryżu


Premiera 28.10.2020


Paryż jest zawsze dobrym pomysłem,

nawet jeśli nic nie idzie zgodnie z planem…


Zanim zdążyła się zastanowić, weszła do biura podróży i kupiła dwa bilety. To zupełnie nie w stylu Nell! Dwa dni w Paryżu, pierwsza szalona decyzja w jej życiu… Tylko że spełnia się najgorszy scenariusz i Nell zostaje sama w mieście zakochanych.


Ale przecież jest w Paryżu! Na tyle wielkim, żeby poczuć się wolnym, i na tyle małym, żeby spotkać kogoś naprawdę wyjątkowego. Tylko tutaj ktoś, kto nigdy nie zrobił nic szalonego, może poczuć taki przypływ odwagi. Dać się zaprosić na drinka chłopakowi, który zachwycił się tym samym obrazem Fridy Kahlo. Zobaczyć wszystkie atrakcje w ciągu dwudziestominutowego rajdu na skuterze. Przeżyć najlepszą noc w swoim życiu.


I zamiast tworzyć kolejną listę za i przeciw, zapisać na czystej kartce tylko dwa słowa: Żyj chwilą. 


Wydawnictwo Znak

Lisa Gardner - Powiem tylko raz




 Lisa Gardner - Powiem tylko raz


Premiera 14.10.2020


Trzy kobiety: policjantka, domniemana morderczyni i dawna ofiara, która teraz pomaga ścigać oprawców.

Dwie traumatyczne historie, które łączą się, kiedy w pewnym domu zostają znalezione zwłoki.

I rodzinny sekret, skryty głęboko pod warstwami półprawd i kłamstw.


Szesnaście lat wcześniej Evie Carter przyznała się do przypadkowego zastrzelenia ojca. Teraz policja zastaje ją nad ciałem męża. Z pistoletem w dłoni. I zadaje pytanie, czy taki sam wypadek może zdarzyć się tej samej osobie dwa razy…

Zdjęcie zastrzelonego męża Evie obiega media. Wtedy rozpoznaje go pewna kobieta, Flora – ale nie widzi w nim ofiary, lecz jednego z oprawców, którzy bezpowrotnie zniszczyli jej życie. I łączy go z grupą gwałcicieli i morderców, którzy porywali młode kobiety. Los sześciu z nich pozostaje nieznany.

Losy Evie i Flory łączy detektyw D.D. Warren. Ona jedna wierzy w niewinność Evie. I tylko ona może dojść do prawdy o jej mężu i losie sześciu zaginionych dziewczyn.



Wydawnictwo Albatros


Spowiedź Hana Solo - Byłem przemytnikiem w Indiach




Spowiedź Hana Solo - Byłem przemytnikiem w Indiach


Przemytem w latach 80. trudniło się wiele Polaków. Czasy były ciężkie, ponure i trzeba było sobie radzić.

Miało to miejsce na różne skale.

Cezary Borowy - autor tej książki zdecydowanie poszedł na całość i robił przemyt na ogromną skalę.

Książka to debiut autora, i jak dla mnie bardzo udany.


Język wartki, opisy wciągają.

Trzeba było mieć ogromną odwagę aby wejść w ten półświatek i polepszyć swoją egzystencję.

Niezwykła historia ludzi, którzy w obcym miejscu zbudowali proceder na miarę dzisiejszych gigantów. Niezwykła historia Indii i Polaków.


Zdecydowanie polecam ! 

Natasha Denona - Mini Glam Palette

 



Na urodziny od mojej przyjaciółki dostałam kartę podarunkową do Sephory, w tym samym czasie na maila przyszedł kod rabatowy. 


Już jakiś czas miałam na oku Mini Glam Palette od Natashy Denony. A z racji, że rabat wchodzi na kosmetyki tej marki postanowiłam się skusić.


W eleganckiej paletce znajduje się 5 cieni o gramaturze 0.8 g. Niby mało, ale cienie są bardzo dobrze sprasowane i wystarczy ich bardzo malutko użyć aby wykonać makijaż, więc są wydajne. 


Co do samej palety mam mieszane uczucia. 

Kolory w opakowaniu są piękne. Neutralne, nawet powiedziałabym chłodne. 

Skusił mnie beż, który wydawał się idealny. 

Jednak na oku ten beż u mnie nie jest wcale beżowy, tylko to takie mleczne toffi. Wpada w bardzo ciepły podton, co mnie akurat się nie podoba. I chyba mam zgrzyt z tym że w paletce są tylko dwa matowe cienie, w tym są one tak kontrastowe. Zamieniłabym jeden brudny błysk, na jakiś pośredni mat, którym można ożywić makijaż. Bo w tym momencie tą paletką można zrobić góra dwa dzienne makijaże i na tym koniec. 

A co błysków to są one bardzo zgaszone. Bardzo eleganckie i z klasą. To nie jest dyskotekowa kula jak w turbopigmentach, gdzie jak się nie przyklei cienia na jakiś klej to osyp z brokatu jest na całej twarzy. 


Paletka idealna do biznesowych makijaży, jak i w ogóle dziennych make-upów. 


Cienie są doskonałej jakości i nie mam im nic do zarzucenia. Tak jak wspominałam jeden brudny błysk jest dla mnie zupełnie zbędny, wygląda okropnie zarówno na swatchu jak i na oku, i na pewno go nie zużyje. Cienie utrzymują się na powiekach przez cały dzień, nic się nie zjada, ani nie zbiera w załamaniach. 


Nie żałuję zakupu paletki. Cienie Denony są dla mnie nowością, i jestem zadowolona że udało mi się w końcu je na sobie przetestować. 

Na razie nie planuję więcej zakupów z tej marki. 

Mam cichą nadzieję, że w którymś z kolejnych pudełek LookIncredible coś uda mi się od niej trafić.


Helena Kowalik - Przed sądem II RP

 



Helena Kowalik - Przed sądem II RP


Premiera 16.09.2020


Kto mnie zna to wie że na tle międzywojnia mam prawdziwego kota. Szmergla, fioła i w ogóle umarł w butach.

Gdy dotarła do mnie książka Pani Heleny byłam wniebowzięta. 


Kolejna pozycja z działu literatury faktu która nie pozostawia czytelnika obojętnym.


Do tej pory moim ulubionym autorem z tej tematyki był Pan Sławomir Koper. Ale przyznam, że Pani Helena dogoniła go w cuglach i lektura jej książki była bardzo pasjonująca. 

Oczywiście autorka nie jest mi całkiem obca, kilka miesięcy temu na Stories pokazywałam Wam jej inną książkę, wydaną nakładem tego samego wydawnictwa a mianowicie "Słynne Procesy II Rzeczypospolitej". I ta książka też czeka w kolejce do recenzji. Przeczytana i opatrzona wysoką notą.


Jak już wspominałam nie raz i nie dwa okres międzywojenny nie był tak kolorowy jak do tej pory sądzono. Coraz częściej odkrywa się jego mroczną stronę. Mury milczenia padają, i ponura prawda wychodzi na jaw.


Nie inaczej jest i w tej książce.

Sądy II RP były bardzo stronnicze, a procesy przypominały kabaret. Smutny kabaret.

Gazety pisały o wyssanych z palca historiach, z góry skazując w gruncie niewinnego człowieka (czytaj: najczęściej kobietę!). A tym samym nakręcało społeczeństwo na zbiorowy lincz.


Książka okraszona została mnóstwem archiwalnych zdjęć i cytatów.

Serdecznie polecam !


Wydawnictwo  Muza

Krem mandarynkowy do cery trądzikowej - By Kasia Mandarynka



Krem mandarynkowy od Kasi Mandarynki znalazłam oczywiście w pudełku Chillbox.


Były dwa warianty do wyboru i ja zdecydowałam się na mandarynkowy, ze względu na to że opis bardziej pasował do mojej cery.


Od 2 tygodni się z nim męczę i złapałam się na tym, że czuję ogromną niechęć gdy mam po niego sięgnąć. Tak więc koniec z tym, miłości między nami nie ma i dam go przyjaciółce, aby ona sobie teraz potestowała. 


Plusami na pewno jest szklany słoiczek z metalową zakrętką, który wygląda bardzo eco. I cena. 

30 ml kosztuje 24 zł. 


Ten krem na chwilę obecną miał ogromną taryfę ulgową, ponieważ moja cera nigdy nie była w tak dobrym stanie. Bez żadnych nieprzyjaciół i przebarwień. Miał tylko nawilżać i odżywiać. 

Niestety, nie doczekałam się. 

Chyba moja cera zmieniła się już w bardziej dojrzałą, i takie formuły są za leciutkie i nijakie jak na jej potrzeby. 


Primo zapach, dla wielu cudowny, ja nic nie czuję. Może to i lepiej, bo krem do twarzy o zapachu mandarynki mógłby być ostatecznym gwoździem do trumny. 

Secundo konsystencja - boziu ja nie wiem. Wydawało mi się, że teraz gdy jest tak wiele firm na rynku i konkurencja jest ogromna to takie formuły odeszły do lamusa. Gdy smarowałam cieniuteńką warstewką to nie działo się nic. A gdy dawałam tego kremu więcej na twarzy miałam taki biały okropny film, który za diabła nie chciał się wchłaniać. Nadmiar musiałam zbierać chusteczką, czułam dyskomfort, więc oczyszczałam twarz na nowo i nakładałam olejek, który Wam ostatnio opisywałam.


Robiłam różne sztuki, aby znaleźć sposób na ten krem. No nie da się. Dla mnie wielki bubel. Chcę o nim zapomnieć i nigdy więcej nie mieć z nim nic doczynienia.


BioOleo Olej ze słodkich migdałów




Gdy wyciągnęłam ten olejek z pudełka Chillbox to sobie pomyślałam że miłości między nami nie będzie. Olejek i to do twarzy, to musi być katastrofa.


Ale poczytałam opinie na Internecie i postanowiłam spróbować. Skończył mi się jeden krem do twarzy na noc, drugi który zaczęłam okazał się być nijaki i potrzebowałam czegoś wow.


I się zakochałam.


Olejek ze słodkich migdałów z BioOleo Cosmetics to idealne spełnienie moich potrzeb.


To kosmetyk czysto naturalny. 50 ml kosztuje 69 zł. Dużo, ale olejek jest bardzo wydajny. I wystarczy pół pipetki na pokrycie całej twarzy i szyi.


Bardzo ładnie, ale powoli sie wchłania w cerę. Zostawia tłusty film, ale nie takie ciężki, oblepiający i zapychający jak to mają w zwyczaju inne oleje.

Bardzo dobrze wygładza, nawilża i właśnie nie zapycha skóry twarzy.

Rano buzia jest mięciutka i delikatna.


Olejek jest bezwonny, co dla mnie jest dużym plusem. I bardzo płynny, wręcz leciutki. Trzeba uważać aby nie przeciekł przez palce.


Olejek używałam również pod oczy, gdzie sprawdził się znakomicie.


Po 2 tygodniach stosowania nie zauważyłam ubytku z buteleczki.


Oj lubię.


Chillbox


BioOleo Cosmetics  

Nina Solomin - Ok, amen




Nina Solomin - Ok, amen


premiera 16.09.2020


Gdy sięgałam po tę książkę ciekawość walczyła ze strachem.

I słusznie.

Żałuję, że ją przeczytałam. Nie dlatego, że to zła lektura. Tylko wręcz przeciwnie. Jest tak dobra, że zapadła mi głęboko w pamięć i nie mogę niektórych szczegółów z niej wymazać.


To mocna pozycja w literaturze faktu. Bardzo potrzebna. Ale przy tym nie dla każdego.


Kiedy dziennikarka Nina Solomin mieszkała w Williamsburgu, zaledwie kilka przecznic od centrum Nowego Jorku, często miała wrażenie, że czas zatrzymał się tam lata temu... Mężczyźni w białych koszulach i czarnych płaszczach, z pejsami i brodami, w święta dodatkowo w sztrajmłach. Skromny strój kobiet osłaniający całe ciało niczym się nie wyróżniał, a peruka lub chusta była znakiem rozpoznawczym mężatki. Solomin nie wiedziała jeszcze, że życie członków tej społeczności regulują skrupulatnie spisane nakazy i zakazy dotyczące każdego obszaru ich aktywności.


„Ok, amen” to ekscytująca podróż do osobliwego, zaskakującego i trudno dostępnego świata, po którym przewodnikami są rozmówcy Solomin. Dzięki nim poznajemy ludzi targanych sprzecznymi emocjami i wspólnotę gotową do wielkich poświęceń, ale też do okrutnych rozwiązań, byle przetrwać.


Wydawnictwo Otwarte  

Ken Follett - Niech stanie się światłość




Ken Follett - Niech stanie się światłość


Premiera 30.09.2020


Jestem wielką fanką autora. Przeczytałam chyba wszystko co przetłumaczono na język polski.


Kolejna książka która wciąga od pierwszej strony i którą czyta się na jednym oddechu. Nie sposób się oderwać. Dla niej zarwałam dwa dni i dwie noce. Jednak ilość stron nie pozwoliła mi się z nią szybciej rozprawić.


Wikingowie, Walijczycy i pierwotni wojowie zwani Brytami prowadzą między sobą krwawą i zażartą walkę o ziemię, władzę i przywileje.

Jesteśmy świadkami tworzenia się nowego imperium. I jak każde na tej ziemi budowane jest na krwi wrogów.

Lektura pełna jest świetnych dialogów, niespodziewanych zwrotów akcji.

Bohaterowie są jacyś. Silne kobiety, uzdolnieni rzemieślnicy, waleczni odważni wojowie.


Powieść historyczna na najwyższym poziomie. Duch roku 997 został oddany bardzo wiernie, i mam wrażenie jakbym była w środku wydarzeń a wszystko toczyło się z moim udziałem.


Wielki szacunek na Kena za stworzenie tak wspaniałej lektury


Wydawnictwo Albatros  

Eveline Cosmetics - Multifunkcyjny żel do ciala i twarzy 99% aloes




 Dziś recenzja kolejnego kosmetyku który kupiłam z polecenia Zuzi i który doskonale się u mnie sprawdził.


Multifunkcyjny żel do ciała i twarzy z 99% aloesu od Eveline. 


Do tej pory żele z aloesem traktowałam po macoszemu i z przymrużeniem oka. Kupowałam różne i jakoś tak było mi z nimi nie po drodze. Lepiły się, ciężko wchłaniały, jakoś nie widziałam efektów po ich użyciu. 


A ten gagatek pozytywnie mnie zaskoczył.


Stosowany po opalaniu idealnie koił rozpaloną skórę. Stosowany na przesuszone łokcie i kolana idealnie nawilżał. 

Używałam grubszą warstwą na noc jako krem maska na twarz i czułam, że cera jest nawilżona, odżywiona, miękka i gładka a przy tym nie obciążona i zapchana. 


Dla mojej atopowej skóry na lato to był idealny chłodny opatrunek. Lekki, wydajny, ładnie pachnący. Teraz już jest dla niego za zimno, ale na wiosnę z wielką przyjemnością do niego wrócę. 


Ja go kupiłam na promocji w Rossmanie za 19.99


Catrice Liquid Camouflage - Mój numerek one

 



Ta recenzja czeka od tygodnia na dodanie i końcu mogę się nią z Wami podzielić. 


Każdy z nas ma swojego ulubieńca kosmetycznego, po którego sięga z automatu i zawsze ma kolejne opakowanie w zapasie. 


Kilka lat temu najpierw używałam wersji w słoiczku, potem nie mogłam go kupić, to sięgnęłam po wersję płynną i przepadłam. Mimo, że między czasie mam otwartych kilka innych korektorów i jeden z nich też jest bliski memu sercu to właśnie Liquid Camouflage od Catrice jest moim numerem 1. 

Teraz w Hebe był w szalonej cenie 5,99. Odkupiłam się stacjonarnie w 3 sztuki. I w Internecie zrobiłam zamówienie na kilka innych rzeczy. Niestety Hebe mnie nie lubi, bo kolejny raz moje zamówienie zostało anulowane, a połowa produktów już jest niedostępna. Co udało mi się stacjonarnie to moje.


Lubię ten korektor bo dobrze wygląda zarówno pod oczami, na twarzy na niedoskonałościach, i sprawdza się jako baza pod cienie jak i do cut crease. 

Kolor 010 ładnie dopasowuje się do podkładów i dobrze z nimi łączy. Nie tworzy efektu pandy, i przynajmniej u mnie nie zbiera się w liniach mimicznych. 


Jest wodoodporny, przez co utrzymuje się na twarzy cały dzień i nawet deszcz i pot nie dają mu rady. Jest wydajny, tani, szeroko dostępny. Ma wygodny aplikator i starcza mi na jakiś czas. 


Wszystkie obietnice producenta zostały u mnie spełnione. A ja mam długotrwały romans z tym korektorem i serdecznie Wam go polecam