W sklepach stacjonarnych i internetowych od jakiegoś czasu możemy zakupić woski, samplery oraz świece z nowej kolekcji Yankee Candle Q1. Nazwa tej kolekcji brzmi - Enjoy the simple things.
W jej skład wchodzą 4 propozycje:
==> Rainbow cookie
==> Sweet nothings
Ja mogłam przetestować tę serię dzięki uprzejmości sklepu Swiecoholik, za co serdecznie dziękuję.
Ten dobór zapachów, jak i nazwa całej kolekcji nawiązuje do słynnej ostatnio idei slow life, a jej przesłanie brzmi następująco: "Zwolnij, ciesz się każdym dniem i idź przez życie w wolniejszym tempie. Znajdź czas by podziwiać piękno, które Cię otacza i ciesz się z prostych rzeczy w życiu."
W moim życiu ostatnio nastąpiły wielkie zmiany. Nauczyłam się cieszyć z małych rzeczy i brać z uśmiechem to co przynosi mi los. Tak więc całość tego projektu jest szczególnie bliska memu sercu.
Kochajmy z całego serca i pozwólmy się kochać.
Nie szukajmy dziury w całym, nie dzielmy włosa na cztery. Życie jest piękne i bierzmy je takie jakie jest.
Kolory świec i wosków utrzymane są w lekkiej, delikatnej pastelowej kolorystyce, które bardzo zbliżają nas do wiosny.
Słodki, lekko lepki zapach z dość mocnym podbiciem waniliowo-cytrynowego lukru. Ciasteczka z brzoskwiniowym nadzieniem, które ktoś mocno oblał błyszczącą polewą. Miejscami bardzo ładnie wyczuwalny kokos, który daje lekko egzotyczny posmak.
Moc jest przyzwoita, całość ładnie roznosi się w powietrzu. Dość infantylna propozycja, ale bardzo przyjemna.
I co ja mam Wam o nim powiedzieć? Jaśmin zabił wszystko.
Po rozpaleniu na początku pomyślałam że trafiłam do nieba. Zmysłowe piżmo, lekko uwodzone przez paczule dawało przepiękną, pobudzającą mieszankę. Czułam się zrelaksowana. Po godzinie na prowadzenie wyszła znienawidzona przeze mnie nuta, która spowodowała że poczułam ogromne rozczarowanie. Jak ktoś lubi jaśmin i mu on nie przeszkadza, to może kupować ten zapach w ciemno. Ja go ominę bardzo szerokim łukiem. Niestety....
W kolekcji Q1 2016 można było kupić zapach Peony. Obok Weeding day, jest to dla mnie największy koszmar stworzony przez producentów Yankee Candle. Gdy otworzyłam paczkę i powąchałam na sucho ten wosk, pomyślałam że trójca się zamknęła. Nawet nie chciałam go wrzucać do kominka. Odrzucało mnie.
Wosk wzięła moja mama do siebie i odpaliła gdy mnie nie było. Po wejściu do domu zawołałam: co tak pięknie pachnie. Naturalny, lekko słodki, lekko drażniący. Tak jakbym weszła do ogrodu różanego po letniej burzy. Bardzo kobiecy, zmysłowy zapach.
Moc przyzwoita.
Okazało się że to ten wosk. Po raz pierwszy kwiatowy zapach aż tak mnie uwiódł.
W tle bardzo ładnie wyczuwalne piżmo i nuty moreli.
Kandydat na świecę.
Jestem nim totalnie zauroczona. Wypaliłam już 4 woski.
Gdy wrzuciłam ten wosk do kominka, to pomyślałam że już to kiedyś czułam. I nie pomyliłam się. W latach 90 moja mama kupowała kultowe perfumy marki Coty, tylko teraz ani ja ani ona nie możemy sobie przypomnieć nazwy. Na pewno to nie był wykrzyknik, bo ten teraz jej kupiłam i pachnie całkowicie inaczej.
Pomijając nazwę, po rozpaleniu otrzymałam fascynującą mieszankę złożoną z nut bursztynu, piżma, wanilii oraz delikatnych kwiatów (nie umiem ich nazwać).
Całość jest dość mdlącą, drażniąca. Jeśli ktoś miewa migreny, to z SN się nie polubi.
Zapach jest bardzo specyficzny. Dla osób lubiących trudne i nietuzinkowe aromaty.
Moc bardzo duża, ale jeszcze nie killer. Dla mnie do powtórzenia w wosku, w świecy by mnie męczył.
Podsumowując cała kolekcja jest bardzo spójna. Zapachy są różne, charakterne, ciekawe. Wzajemnie się uzupełniają. Jedne nie zrobiły na mnie wrażenia, inne mnie zachwyciły. Każdy znajdzie coś dla siebie.