Nars - tusz do rzęs Climax




Tusz Climax od Narsa mam z pudełka Nars x Lookfantastic.


Początkowo te kosmetyki były dla mnie takim meh i żałowałam że kupiłam tego całego boxa. Openbox jest na moim kanale na YT. 


Z czasem powolutku zaczęłam ich używać i tak się do nich przyzwyczaiłam, że teraz nie wyobrażam sobie mojego makijażu bez nich.


Ten tusz to pierwszy wysokopółkowy (obok Better Than Sex Too Faced - ale ten lubi się potwornie osypywać) który jest widoczny na rzęsach i to w ładny, efektowny sposób. Ten kosmetyk coś robi. 


Czy jest warty 125 złotych? Zdecydowanie nie. 

Jestem zdania że w drogeriach mamy tak dobre tusze poniżej 20 złotych, że w ogóle nie ma sensu przepłacać.


Ale skoro już go mam to używam, i to z przyjemnością. 


Wielką zaletą tego tuszu jest klasyczna duża szczotka w kształcie klepsydry. Moje rzęsy są trochę podkręcone, jak im pomogę dodatkowo zalotką to skręt mam duży. Ten tusz dociera do każdej rzęski i utrzymuje skręt. Rozdziela rzęsy, delikatnie je pogrubia i daje głęboką czerń. Dwie warstwy dają mi zadowalający codzienny efekt. Nie dramatyczny, nie nogi pająka. Po prostu fajny, codzienny efekt. 


Tusz mi się nie odbija, nie kruszy, nie osypuje. Jest trwały. Opakowanie ma piękne, szczoteczkę wygodną. 


To dobry tusz. I go lubię. 

Ale sama bym go nie kupiła. Taki sam efekt można osiągnąć różnymi tuszami z drogerii za ułamek ceny.