Projekt denko - październik 2021

 


We wrześniu moje denko było skromniutkie, dosłownie kilka kosmetyków które pokazałam w zapisanej relacji na moim Instagramie /TUTAJ/


Październik jak i listopad jest dla mnie pod hasłem zużycia rozpoczętych i plątających się produktów. Miałam masę rzeczy, które pozaczynane leżały i zajmowały miejsce. 

A było ich dosłownie na kilka razy. I zamiast je skończyć to otwierałam kolejne.


Ostatnio w ogóle zrobiłam ogólny porządek w moich zapasach i okazało się że jednych produktów jak balsamy do ciała (których nie używam) czy żele pod prysznic mam od groma, a takich potrzebnych jak szampon czy piling do ciała albo masło do ciała wcale. Tak samo olejków do twarzy z boxów mam sporo, a moja cera nie lubi się z taką formułą, a za to toników nic. 

Więc to czego nie będę używać i szkoda żeby się zepsuło wystawiłam na moim vinted /TUTAJ/ a resztę sukcesywnie uzupełniam i pokazuję Wam niektóre zakupy na moim Stories


Post z denkiem dodaję już teraz, primo bo nie przewiduję że jeszcze coś do niego trafi, a secundo  zaraz będzie Wszystkich Świętych i z tej okazji kilka dni wolnego, a jak z mężem mamy wolne to przeważnie wtedy nie dodaję nic w SM oprócz relacji. A potem może mi znowu umknąć i się okażę że będzie połowa listopada a denka niet. 


A więc do rzeczy, lecimy po kolei:


Wielokrotnie na Stories pokazywałam Wam i polecałam pianki z Balea. Moim zdaniem są najlepsze do golenia. Nie podrażniają, nie wysuszają skóry, nie tępią maszynki. Nie mam wrośniętych włosków po nich, ani podrażnień. Nawet na allegro są w przyjaznych cenach.


Emolient który dostałam od mojej Madzi. Ona nie zniosła zapachu, a ja jestem do tego aromatu typowego dla emolientów tak przyzwyczajona, że nie zwracam na niego uwagi. Całe duże opakowanie zużyłam do kremowania dłoni. Szybko się wchłaniał, i nie zostawiał tłustego filmu. Ale dla mnie mógłby ciut lepiej odżywiać i nawilżać. Sama go więcej nie kupię.


Recenzję tego balsamu pisałam TUTAJ

Wielkie rozczarowanie. Zużywałam długo i bardzo na siłę. Trochę na stopy, trochę na dłonie. 

Zapach z każdym kolejnym razem coraz bardziej przykry. 



Maska w płachcie z któregoś zagranicznego boxa. Samo działanie bardzo w porządku, ale jakość płachty średnia (rozrywała się w palcach) i za mała na moją twarz. Boki były całe odkryte.


Kawowy piling z Lirene kupowałam na allegro. Pięknie pachniał, był wydajny, świetnie złuszczał oraz cena była atrakcyjna. 

Zostawiał ten przyjemny film nawilżający, dzięki któremu po kąpieli nie trzeba się balsamować.

Zuzia Lamekaupbella nieraz mówiła że nie lubi pilingów które zostawiają taką warstwę, a potem polecała piling z Sorayi (który ja Wam recenzowałam TUTAJ), a moim zdaniem on zostawia taką samą warstwę. Zużyłam już 3 opakowania i znam go doskonale.

Jesli chodzi o pilingi kawowe to i tak najlepszy jest z Isany (ten TUTAJ)


Kulkę z Dove w Action kupowałam z Waszego polecenia. Na promocji kosztowała jakieś 6 zł.

Skład pozbawiony barwników, parabenów, zapachu oraz alkoholu. Widać to zresztą na etykiecie. 

Prawie bezwonny, trochę ciężki w aplikacji, ale dość skuteczny. 

Byłam z niego zadowolona i pewnie w przyszłości będę chciała wrócić. 

Moje pierwsze rzęsy z Duo. Najpewniej wrzucone z jakiejś wyprzedaży do koszyka aby uzyskać pułap darmowej wysyłki. Tak teraz myślę że jak zamawiałam klej Duo z ich angielskiej strony to mogłam je wrzucić do koszyka. 

O dziwo, świetnie mi się sprawdziły. Miały czarny pasek, ale bardzo elastyczny i przyklejałam je jednym ruchem. Miałam je na około 5-6 razy. Ładnie się czyściły i dalej wyglądały kobieco. 


Krem Alantan dermoline kupiony w aptece za jakieś 9 zł. Mam już zrobiony zapas. Zamawiam u ulubionego sprzedawcy na allegro w atrakcyjnej cenie TUTAJ (to nie jest współpraca, link nie jest afiliacyjny, nie zarabiam na tym że go Wam polecam) 

Skutecznie pomógł mi w walce z przebarwieniami na linii żuchwy, z którymi zmagałam się po przymusie noszenia maseczki przez prawie pół roku. 

Ukoił wszystkie stany zapalne i z czasem je rozjaśnił, aż w końcu znikły całkiem. 

Do rąk na moje wysypki też się świetnie sprawdził. 

Zawsze jedną tubkę mam w torebce i jedną w samochodzie. 

Balsam w wersji travel size chyba z Goldenboxa. 

Pełna wersja 200 ml kosztuje 240 zł i moim zdaniem jest to przerost formy nad treścią. Okropny zapach, nijakie działanie. 

Bardzo lekki i wodnisty. Na pewno nie dla suchej skóry, a już na pewno nie do wrażliwej i atopowej. 

Jak ktoś ma normalną skórę, która wszystko przyjmie to może się i sprawdzi.

Dla mnie wielkie rozczarowanie. 


O moim ulubionym szamponie z Balea z wodą kokosową pisałam Wam TUTAJ. Zużyłam chyba z 8 opakowań i zrobiłam zapas nowego. 

I niestety nowe opakowanie to też jak to bywa, nieznaczna zmiana składu.

A dla mnie różnica ogromna. Ze świetnego kosmetyku nie zostało nic. 

Włosy po umyciu są tępe, szorstkie i bardzo się plączą.

Na siłę skończyłam 3 opakowania, jedno dałam koleżance która chciała przetestować i zestaw z 2 opakowań wleciał na mój vinted.

Ogólnie widziałam bardzo pozytywne recenzje po zmianie składu i opakowania. Dziewczyny były zachwycone. Ja niestety nie.


Ogólnie nie używam płynów micelarnych. Przeważnie tylko do domycia tuszu z rzęs. 

Do tej pory ten z Biodermy najlepiej mi się sprawdzał i najbardziej ekonomicznie wychodziło kupować taką dużą butlę. 

Ale teraz gdy na rynku pojawiły się takie świetne balsamy do demakijażu i olejki z takim samym działaniem,  nie mogłam jej zużyć. 1/3 opakowania niestety poszła w kosz bo zawartość uległa zepsuciu. 

Teraz testuję coś w mniejszych pojemnościach i chyba znalazłam coś lepszego i znacznie tańszego. 


Kolejne opakowanie pianki do golenia z Balea. Tak jak pisałam wyżej - najlepsze



Żel pod oczy z naszej polskiej marki Floslek. To już moje kolejne zużyte opakowanie. W lecie tylko takie leciutkie formuły moja skóra przyjmowała. Szybko się wchłaniał, zostawiał lekką ochronę i fajnie nawilżał. Nie robił nic więcej. A ja w lecie nic więcej nie wymagałam. 

Produkt budżetowy

Bardzo dawno temu pokazywałam Wam te maseczki na moim Stories. 

Ściągałam je hurtowo z brytyjskiego Asosa. Została mi ta ostatnia z zapasów. 

Jedna saszetka starczała mi na dwa razy. 

Świetne działanie, przyjemny zapach. Dobrze się zmywała płatkiem wielorazowym.

Tę próbkę miałam jako gratis do zakupów w Sephorze. Starczyła mi na 2 użycia. 

I rozważam zakup pełnego opakowania. 

Piękny zapach. Cudowne uczucie pełnego nawilżenia. Rano buzia była taka mięciutka i gładka. 

Po dwóch razach ciężko mi napisać coś więcej, ale na pewno ta całonocna maska do twarzy zrobiła na mnie ogromne wrażenie. 

Saszetkę z maseczką do włosów kupiłam w action. Ceny nie pamiętam, ale na pewno poniżej 3 zł. Nawet nie wiem czy nie poniżej 2 zł. Ale nie będę sie wymądrzać. 

W sklepie nie doczytałam że jest do włosów kręconych.

U mnie się nie sprawdziła. Włosy po spłukaniu nie chciały się rozczesać, były napuszone i tępe. 



Kto mnie ogląda dłuższy czas to wie że powinnam zostać ambasadorką Bielendy i jestem oburzona że jeszcze mi tego nie zaproponowano (oczywiście to żart, żeby ktoś sobie nie pomyślał że sobie roszczę prawa do takiego tytułu).

Kosmetyki Bielendy uwielbiam i do tej pory zdecydowana większość mi się sprawdziła. 

Polecam je Wam często i gęsto. 

Taką ampułkę z glinką znalazłam podczas któryś zakupów ze sklepu DeeZee. Zainteresowałam się i jak była wyprzedaż w Rossmanie i kosztowały one w granicach 3 zł to kupiłam wszystkie jakie były w drogerii. 

Gdy użyłam pierwszy raz tego pilingu do twarzy to byłam tak zachwycona że ciągle żałuję, że nie ma tego w dużym opakowaniu.

Buzia po użyciu jest miękka, gładka i świetnie oczyszczona.

Kosmetyk zupełny sztos. 


-------------------------------

Uff, na ten miesiąc to koniec

Kurtyna