Krem mandarynkowy do cery trądzikowej - By Kasia Mandarynka



Krem mandarynkowy od Kasi Mandarynki znalazłam oczywiście w pudełku Chillbox.


Były dwa warianty do wyboru i ja zdecydowałam się na mandarynkowy, ze względu na to że opis bardziej pasował do mojej cery.


Od 2 tygodni się z nim męczę i złapałam się na tym, że czuję ogromną niechęć gdy mam po niego sięgnąć. Tak więc koniec z tym, miłości między nami nie ma i dam go przyjaciółce, aby ona sobie teraz potestowała. 


Plusami na pewno jest szklany słoiczek z metalową zakrętką, który wygląda bardzo eco. I cena. 

30 ml kosztuje 24 zł. 


Ten krem na chwilę obecną miał ogromną taryfę ulgową, ponieważ moja cera nigdy nie była w tak dobrym stanie. Bez żadnych nieprzyjaciół i przebarwień. Miał tylko nawilżać i odżywiać. 

Niestety, nie doczekałam się. 

Chyba moja cera zmieniła się już w bardziej dojrzałą, i takie formuły są za leciutkie i nijakie jak na jej potrzeby. 


Primo zapach, dla wielu cudowny, ja nic nie czuję. Może to i lepiej, bo krem do twarzy o zapachu mandarynki mógłby być ostatecznym gwoździem do trumny. 

Secundo konsystencja - boziu ja nie wiem. Wydawało mi się, że teraz gdy jest tak wiele firm na rynku i konkurencja jest ogromna to takie formuły odeszły do lamusa. Gdy smarowałam cieniuteńką warstewką to nie działo się nic. A gdy dawałam tego kremu więcej na twarzy miałam taki biały okropny film, który za diabła nie chciał się wchłaniać. Nadmiar musiałam zbierać chusteczką, czułam dyskomfort, więc oczyszczałam twarz na nowo i nakładałam olejek, który Wam ostatnio opisywałam.


Robiłam różne sztuki, aby znaleźć sposób na ten krem. No nie da się. Dla mnie wielki bubel. Chcę o nim zapomnieć i nigdy więcej nie mieć z nim nic doczynienia.