Na początku lipca w sklepie Homedelight zamówiłam sobie komplet samplerów z nowej jesiennej linii Yankee Candle
2 tygodnie później domówiłam sobie woski z limitowanej amerykańskiej linii - Cotton Candy oraz Salt Watter Taffy, oraz przy okazji wosk zapachu, który najbardziej mnie ujął z samplerków - mianowicie Kilimanjaro Stars.
Dziś chciałabym Wam opisać moje odczucia co do wszystkich produktów.
W skład linii "Out od Africa" wchodzą następujące zapachy;
oraz dodatkowo do powyższych samplerów domówiłam klasyk:
Mój faworyt. Zapach dla mnie perfekcyjny w każdym calu. Już na sucho pachnie bardzo bardzo mocno. Po odpaleniu roznoszą się ciężkie nuty piżma. W wspomnieniach przenosimy się do parnych, letnich, wakacyjnych nocy, spędzanych z przyjaciółmi czy ukochanym.
Zapach z tej samej grupy co Midsummer Night. Bardzo męski zapach. Rześki, orzeźwiający. Przełamany cierpką nutą mięty. Otula ciepłem paczuli.
Zapach nie jest natrętny ani bardzo dominujący.
Tę pozycję z miejsca przygarnęła moja mama. I to jej odczucia Wam przedstawię. Ja tam najwyżej dodam coś od siebie.
Po pierwsze jest on najbardziej trwały i najintensywniejszy z całej czwórki.
Spotkałam się z opiniami, że jest to zapach mydlany i pachnie jak niektóre kosmetyki. Dla nas jest to bzdura. Na pewno bardzo łatwo można w nim wyczuć wanilię i nuty drzewa.
Zapach z kategorii ziemnych, delikatnie piaskowych, dość słodkich.
Po kilku chwilach, możemy wyczuć delikatne nuty piżma, które zapewnia moc zapachu.
Tak naprawdę to pierwsza propozycja kwiatowa, która mnie nie odrzuciła już od samego początku, od wąchania na sucho. Jest to zapach słodki, ale bardzo delikatny.
Płaski, ale ciekawy. Wyczuwam tutaj tylko nuty orchidei. Jak tak pachnie Madagaskar, to ja z chęcią się wybiorę do siedziby króla Juliana i poruszam śmiało ciałem.
Dla mnie zapach najciekawszy i najbardziej złożony z całej linii. Wyczuwam w nim pomarańczę z imbirem. Delikatne powiewy limonki. Zapach lekki, otulający, dość rześki.
Jest nawet może lekko kwiatowy, co w zupełności mi nie przeszkadza (helloł, czy ze mną wszystko w porządku? )
Na tle wanilii mam prawdziwego kota. Na tle zapachów maślano-kremowych też. Więc nie mogło być inaczej. I ten sampler odpalam z największą przyjemnością.
Zapach bardzo mocny, dominujący. Otula całą swoją intensywnością. Można łatwo wyczuć cierpkie nuty cytryny oraz lepkiego lukru. Prawdziwe waniliowe babeczki nie pachną tak wspaniale jak ten sampler. Poważnie zastanawiam się nad zakupem świecy.
Ten zapach idealnie nas pocieszy w każdy smutny dzień.
Z kategorii jadalnych smakołyków.
Kwaśne żelki uwielbiam jeść. A teraz na dodatek mogę je czuć, podczas palenia tego cudownego wosku.
Słodka kremowa (moja ulubiona) wanilia przeplata się z kwaśną poświatą posypki. Irysów w nich nie czuć, na szczęście ani ciut. Ale za to czuć mocno słodkie cukierki, jak landrynki czy nadziewane nimm2. Jest to zapach, z którego chętnie bym się skusiła na jakiś słój.
Słodycz, słodycz, słodycz i jeszcze raz słodycz. Sam cukier. Takie są moje odczucia już po odpaleniu wosku. Na sucho pachnie o wiele przyjemniej. Już mały kawałek tarty powoduje u mnie zgrzytanie tego cukru między zębami.
Nie mówię, że ten zapach jest zły i niedobry. Po prostu ta propozycja nie pasuje na każdy dzień.
Jako dziecko waty cukrowej nie lubiłam, i nie pamiętam ani jej smaku ani zapachu.
Aromat wosku przełamałam dodając do niego kilka kropel olejku miętowego. I powiem Wam, że petarda. Taki zapach to ja mogę wąchać. Jest super.