We wrześniu w zapachach miesiąca królował Lake Sunset. Kupiłam na próbę w Homedelight sampler i wosk. Tak mi się spodobał, że nie ma co ukrywać, że zapragnęłam świecy. Otrzymałam ją w prezencie urodzinowym od Marysi.
Tak więc dziś kolejna recenzja zapachu Yankee Candle.
Producent obiecuje:
Spokojne piękno złotych promieni słonecznych wpadających do niebieskiej wody jeziora... Relaksujący piżmowy świeży zapach, nastrojowy i spokojny.
Dla mnie zapach bardzo kobiecy, delikatny, wyrafinowany. Żaden mężczyzna się przy nim nie odnajdzie, mimo, że ma podbicie nut piżmowych. Solidna moc i ładne rozłożenie zapachu po rozpaleniu. Wosk jest ciut mocniejszy niż świeca.
Lake Sunset po rozpaleniu przypomina takie lekkie, luksusowe perfumy. Z jednej strony jest bardzo podobny do Napa Valley Sun, ale jest raczej mniej słodki, a bardziej wyrazisty. I dużo bardziej zmysłowy. To co w Napie było wulgarne, tutaj jest stonowane, romantyczne i eleganckie.
Zapach nie jest do końca otulający, ale jest świeży i bardzo ciepły. Daje poczucie bezpieczeństwa. Ciężko mi go rozłożyć na poszczególne składniki, gdyż jest bardzo spójny i płynny. Na pewno ma kilka nut pudrowych, ale nie jest tak męczący jak chociażby Baby Powder. Moja mama czuje w nim słodycz ananasa, co dla mnie jest trochę przesadzone.
Dla mnie to jedna z lepszych mieszanek marki. Kompozycja bardzo w punkt, nie przesadzona, znajdująca wielu fanów, w tym także mnie.