Uwielbiam powieści pisane z wielkim rozmachem. Takie jak "Przeminęło z wiatrem", "Anna Karenina", "Wojna i Pokój", "Saga Ludzi Lodu" czy "Obca" jak i wiele innych.
Z chęcią sięgam po takie pozycje i takich również namiętnie poszukuję.
Przy mojej ostatniej bytności w bibliotece, jedna Pani oddawała cały stosik książek historycznych o Rosji Sowieckiej oraz PRL. Moje oko porwała piękna okładka jednej z książek. Gdy pokrótce przewertowałam opis, wiedziałam już, że bez niej nie wyjdę.
Przeczytałam ją w 2 wieczory, czytałam przez całe noce. To nic, że potem chodziłam jak zombi. To było tego warte. Po mnie książkę przejęła mama, i jak skończyła, nie mniej spłakana niż ja, postanowiłam Wam o niej napisać.
Mowa o książce Simona Montefiore pt "Saszeńka"
Cały czas się zastanawiam jak Wam o niej napisać, żeby zaciekawić, ale również nie spoilerować.
Rzecz dzieje się w Rosji. Na tle długiego okresu czasu możemy śledzić i porównać sobie zmiany jakie nastąpiły u naszych sąsiadów. Realia historyczne sprytnie zostały wplecione w fabułę literacką. Mamy tak naprawdę przekrój stu lat życia. Od rewolucji bolszewickiej do lat 90 XX wieku. Choć tak naprawdę jest jeszcze kawałek życia carskiego tuż przed rewolucją.
Dla mnie główna bohaterka jest symbolem statystycznego Rosjanina, który dał się omamić propagandzie i uwierzył w utopię, i jej podporządkował swoje życie.
Książka ukazuje zakłamanie polityki, obnaża wszystkie grzeszki i przewinienia, ujawnia cały terror, niepewność, strach oraz bezsilność. Świetnie nakreślone tło historyczno-obyczajowo-społeczne powoduje, że powieść jest niebywale lekka i fascynująca. Jednocześnie jestem przerażona i wstrząśnięta okrucieństwem, którego byłam świadkiem podczas czytania. Zresztą nie po raz pierwszy przy pozycji traktującej o tych niepewnych czasach w Europie.
"Saszeńka" to jedna z tych powieści, która zostaje w człowieku, nie można przejść po lekturze do porządku dziennego, zapomnieć, że się coś takiego przeczytało i żyć dalej. Zostawiła we mnie mocną refleksję, chodziłam rozbita przez kilka dni. Płakałam mocno czytając, ale później również sobie popłakiwałam.
Było mi żal głównej bohaterki, była tak naiwna, tak dobra. Tak bardzo chciała kochać i tak wierzyła, że wszystko będzie dobrze, a Matka Rosja wesprze ją we wszystkim.
Ile było takich kobiet w Rosji, które uwierzyły i przegrały swoje życie.
Już wiem, że absolutnie ta książka musi, ale to musi trafić do mojej biblioteczki, abym w każdej chwili mogła po nią sięgnąć.