Ostatnio w Wydawnictwie Znak pojawiła się nowość.
Książka autorstwa Nicholasa Best pt "5 dni które wstrząsnęły światem"
Nie będę ukrywać. i nigdy nie ukrywałam faktu, że tematyki II wojny światowej i jej pokrewnych zagadnień w literaturze starałam się unikać.
Jednak, co samą mnie zaskakuje, ostatnimi czasy przełamuję tą niechęć i sięgam po takie książki. Może dlatego, że już trochę do nich dojrzałam.
Trochę głupio, że czytam o rewolucji bolszewickiej, o czystkach z nią związanymi, o kołchozach, obozach pracy, wielkim głodzie i terrorze sowieckim, a unikam tematu obozów koncentracyjnych i samej wojny.
Sam opis recenzowanej dziś książki dość mocno mnie zaintrygował. Gdy wzięłam swój egzemplarz w dłonie, miałam różne odczucia. Nie wiedziałam, czego tak naprawdę się spodziewać.
Okładka jest sama w sobie beznadziejna. Sugeruje, że w środku możemy spodziewać się parodii, satyry, no sama nie wiem, jakiś "wesołych" anegdotek.
Nic bardziej mylnego. To chyba jedna z najgorszych okładek jakie widziałam w życiu.
Książka podzielona jest na 6 rozdziałów. Pierwsze pięć to przeprowadzenie czytelnika przez 5 ostatnich dni wojny. Dzień po dniu. Relacje różnych osób z różnych miejsc. Berlina, Moskwy, Stanów Zjednoczonych, Bolzano, Como, Hiszpanii, Danii, Norwegii, Holandii itd.
Możemy przeczytać o ostatnich chwilach życia Mussoliniego czy Hitlera.
Z jednej strony nadmiar informacji historycznych mnie zafascynował, ale z drugiej spowodował, że ilość tychże zastopował. Czytałam tę książkę, przez kilka wieczorów, stopniowo przetrawiając i zapamiętując co ważniejsze fakty. Nie dało radę tego połknąć na raz. Żadnym sposobem.
Autor nie boi się pisać o rzeczach trudnych. Bo taka też była ta wojna. W obozach nie było kolorowo. Ani Niemcy ani Rosjanie nie byli aniołami, i rabowali i gwałcili jak wielu przed nimi na innych wojnach.
Po opisie spodziewałam się dużo więcej relacji osób znanych, niż samego przebiegu końca wojny, owszem dość szczegółowo przedstawionego i ciekawie rozpisanego.
Gdybym nie przeczytała wcześniej, co mogę oczekiwać, najpierw przeczytawszy książkę, moje wrażenia byłyby bardzo pozytywne. Co prawna nadal są, ale równocześnie wkradło się rozczarowanie. Że tego co miało być jest jak na lekarstwo.
Po co pisać o Audrey Hepburn na tylnej okładce, skoro w całej książce jest jej poświęcona niecała strona, Karolowi Wojtyle czy Polańskiemu tak samo.
Owszem, dowiedziałam się z tej książki, rzeczy o których nie miałam pojęcia, np. o abażurach z wytatuowanej ludzkiej skóry. Ale takie rzeczy pewnie zostały zawarte również w innych pozycjach traktujących o tym temacie.
Z drugiej strony, autor wspomina o zdjęciach, które były robione w obozach po wyzwoleniach, o zdjęciach po kapitulacji takich miast jak Mediolan czy Monachium. I które później były udostępniane Brytyjczykom czy Amerykanom na wystawach. Brakowało mi tych zdjęć w książce.
Ogólnie moja ocena to 7/10 punktów.
Mogę z czystym sercem polecić tę książkę, jednak dużo mi w niej brakuje i czuję niedosyt po skończonej lekturze.